AAA
Zostali bez pieniędzy
Pozwą gminną spółkę
Sobota, 26 stycznia 2013r. (godz. 18:08)

Pracownicy gminnej spółki KomPur w likwidacji grożą sądem, bo nie wypłacono im ani odpraw, ani pensji za grudzień!

Pracownicy gminnej spółki KomPur w likwidacji grożą sądem, bo nie wypłacono im ani odpraw, ani pensji za grudzień!
Pracownicy gminnej spółki KomPur w likwidacji grożą sądem, bo nie wypłacono im ani odpraw, ani pensji za grudzień!
fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Szwajcarzy wesprą Starachowice

Poprzednia wiadomosc:
ť Działacze docenieni

Rozgoryczenie to mało powiedziane. Pracownicy są źli i czują się oszukani. Obiecywano im, że będą mieć pracę i jej nie mają. Nie dostali też odpraw ani pieniędzy za grudzień.


- Większości z nas umowy skończyły się w listopadzie. Z niektórymi podpisano jeszcze zlecenia na grudzień, ale nikt za ten miesiąc pieniędzy nie dostał - skarżyli się w piątek GAZECIE.

Spółka od dawna miała kłopoty, które pogłębiły się w 2011 r., bo ten zakończył się stratą ponad 150 tys. zł, co dobrze nie rokowało. Spadek ilości robót drogowych, ogólnobudowlanych i zwiększająca się konkurencja, zmusiły radnych do pochylenia się nad tym tematem, zwłaszcza, że aż 60 procent jej przychodów stanowiła ostatnio obsługa remontów oraz awarii w mieszkaniach socjalnych i komunalnych, a w związku z topniejącymi środkami gminy na te cele, wpływy byłyby jeszcze mniejsze.

Zdecydowano więc, że część dotychczasowych zadań przejmie Miejskie Centrum Rekreacji i Wypoczynku, zatrudniając część dotychczasowej załogi. Radni nie wyrazili jednak zgody na rozszerzenie zakresu działania MCRiWi, co - jak tłumaczył wiceprezydent - uniemożliwiło ich zatrudnienie. Kilkanaście osób zostało więc bez pracy. Dla tych, którzy wylądowali na bruku, sytuacja jest wielce niezrozumiała.

- Karze się pracowników za błędy tych, którzy firmą tą zarządzali. Skoro byli to tacy dobrzy menadżerowie, to czemu firmę rozwiązano? - pytają dziś pracownicy, bo dla nich niesprawiedliwością jest to, że stracili pracę, a ich szefowie mają się dobrze. Jeden został likwidatorem, drugi prezesem największej spółki. Ostatnie pieniądze (za listopad) wypłacono im w grudniu. Reszty, podobnie jak odpraw, wciąż nie widzieli.

- Powiedzieliby chociaż konkretnie: zapłacimy za tydzień czy dwa... - mówi Jan Wesołowski. - A oni będą teraz zwlekać i zwlekać... Już miesiąc czekamy na swoje pieniądze.

- Niektórzy z nas prawie półtora - wtrąca Andrzej Krzywda.

Od dawna zresztą, jak twierdzą, pensji nie dostawali na czas. Dotąd jednak siedzieli cicho, bo każdy z nich jeszcze pracował i bał się o pracę. Teraz nie mają już nic do stracenia, więc mówią otwarcie o tym, co boli.

- To, w jaki sposób się nas traktuje, woła naprawdę o pomstę do nieba. Dziś jest 18 stycznia, a my nie dostaliśmy pensji za grudzień - dodają.

- Przecież każdy ma jakieś opłaty - denerwuje się pan Jerzy. - Ciągle nie zapłaciłem jeszcze za światło, a przecież mam jeszcze raty... Musiałem wziąć wcześniej pożyczki, ale nikogo to przecież nie interesuje...

- Wystarczy, że dzień spóźniłem się z opłatami, bo czekałem na pensję, której i tak nie dostałem, a już naliczyli mi odsetki - żali się Jan Pisarski. - I kto to zrobił? Urząd Miejski, bo mam mieszkanie socjalnie. Gdybym dostał wynagrodzenie, to miałbym z czego zapłacić - żali się rozgoryczony mieszkaniec.

- Jak zalegali nam z płatnościami, nawet pół roku, to było dobrze. Trzeba było "żebrać" wtedy w hurtowniach, żeby dawali nam towar na "kreskę". Po znajomości dawali nam towar. Często jeździliśmy nawet własnymi samochodami, jak trzeba było coś przywieźć czy przewieźć. A teraz dostajemy taką zapłatę...

- Przez cały czas wmawiano nam, że będziemy mieć pracę. Sam wiceprezydent zapewniał o tym publicznie. Uwierzyliśmy i jak na tym wyszliśmy...? - pytają retorycznie.

- Kto nas przyjmie do pracy? Może gdybym był młodszy, spróbowałbym gdzieś wyjechać... A teraz, gdzie ja wyjadę? Do Anglii? Kto mnie przyjmie? Chyba, że pójdę do prywaciarza i będę robił przez 10 godzin na wysokości, bez zabezpieczeń i umowy - mówi o swojej perspektywie pan Jan.

- Nikt się nami nie interesuje. Prezydent mówi na radnych, radni na prezydenta, a co z ludźmi KomPuru? Mówiono o restrukturyzacji. Obiecywano, że nikt nie będzie bez pracy. Jak to się ma do tego, co jest teraz? - mnożą pytanie pracownicy.

- Ludzi już pozwalniano, a płaci się jakiejś firmie 18 tys. zł za odśnieżanie na targowicy - mówią rozgoryczeni. - Niech miasto da nam pieniądze, a my za mniej, własnymi rękami, uprzątniemy ten teren do czysta...

- Po co w ogóle likwidowano KomPur? - dziwi się Dariusz Minda. - Wystarczyło zostawić targowicę i galerię, a na pewno by sobie spółka poradziła. A tak wyrzucono ludzi na bruk i zatrudniono likwidatorów, którzy nie są w stanie wypłacić nam nawet odpraw.

- Spółka została powołana, żeby wykonywać zadania gminy. Sprawy takie, jak choćby sprzątanie śmieci, koszenie traw czy remonty w mieszkaniach, powinny być jej zlecane, bo z pewnością wykonałaby je o wiele taniej.

Dzisiaj prywaciarz liczy sobie za wszystko, za każdy jeden kilometr. Dlatego jesteśmy bardzo ciekawi, ile miasto za to zapłaci. I czy faktycznie będą to oszczędności, bo naszym zdaniem nie. Kto będzie wykonywał remonty? To do nas wydzwaniają dalej mieszkańcy - mówi pan Dariusz.

W chwili najważniejsze są dla nich pensje, bo za coś żyć przecież muszą. Nie kryją, że jeśli trzeba, złożą pozew do sądu, a zgodnie z prawem za każdy dzień zwłoki należą się im odsetki.

- Ja nie pracuję, żona też nie ma pracy - mówi Jan Wesołowski. - Jak teraz żyć?

- Miasto nie odpowiada wprost za kwestie finansowe spółki KomPUR, bo ma ona swoje struktury. Sprawami tymi zajmuje się likwidator. Faktycznie, zobowiązania gminy wobec tej firmy nie są uregulowane. Jest to jednak spowodowane nieuchwaleniem budżetu i brakiem płynności finansowej, o czym uprzedzałem - powiedział GAZECIE wiceprezydent miasta Sylwester Kwiecień.

- Gmina nie zapłaciła spółce, co przełożyło się na to, że pracownicy nie mają dziś pensji. Inną kwestią są negocjacje w sprawie majątku, przeprowadzane po to, żeby uzyskać pieniądze i rozliczyć się ostatecznie z pracownikami, co oczywiście nastąpi. Pod koniec stycznia rozwiążę tę kwestię - zadeklarował GAZECIE wiceprezydent.

Możliwości złożenia pozwu nie chciał jednak nam komentować.

- Spółka ma likwidatorów i to jest ich kwestia. Ja nie podpisywałem umów i nie mogę za to odpowiadać. Części z tych ludzi dałem pracę. Nie mogę przyjąć na siebie obowiązku szukania wszystkim pracy, zwłaszcza teraz, gdy będę musiał zwalniać w urzędzie- powiedział nam S. Kwiecień.

Z kierownictwem firmy, która znajduje się w likwidacji, mimo starań, nie udało się nam skontaktować.

(An)

DOŁĄCZ DO NAS NA FACEBOOKU

REKLAMA