AAA
Radiowóz zamienia na „divę”
Od lat choruje na ... motory
Niedziela, 02 maja 2010r. (godz. 21:08)

Jedni lubią harleye, inni wolą lżejsze maszyny twierdząc, że takie „bełkoty” nie dla nich. Do której z tych grup zalicza się wicekomendant starachowickiej policji?

podisnp. Grzegorz Makuch
podisnp. Grzegorz Makuch
fot. Gazeta Starachowicka

O motorowej pasji G. Makucha wiedzieli głównie najbliżsi. W pracy wybierał cztery koła, a kombinezon zastępował mundurem. Motocykl był jego odskocznią, która pozwalała mu patrzeć inaczej na świat. Uwielbiał przy nim dłubać, a jeszcze bardziej na nim jeździć. Dziś przestrzega i radzi innym, co robić, by nie stać się „dawcą organów”, bo prawdziwego motocyklistę odróżnia od nich właściwa technika jazdy. Ale jak do tego doszło, że zainteresował się tymi maszynami?


-Zawsze to rodzice stawiają dzieciom warunki, gdy chcą wyrobić prawo jazdy. Ze mną było trochę inaczej – śmieje się podisnp. Grzegorz Makuch. – Nie miałem nic przeciwko kategorii „B”, pod warunkiem, że wcześniej wyrobię sobie „A”.

I rzeczywiście postawił na swoim, bo motory pociągały go chyba od zawsze.

- Przerobiłem dużo w swoim garażu. Zaczynałem oczywiście od kultowej WSK-i. To była wersja tuningowana – śmieje się. – Nie było w niej praktycznie nic oryginalnego. Została rozebrana, wyczyszczona i przemalowana. Siedziałem przy niej dniami i nocami, złożyłem własnymi rękami. Bo im więcej „bajerów”, tym motor lepiej wyglądał. Dziś jest inaczej, musi być klasyk. A takich nie ma za wielu.

Czy to na „wsce”, czy na Simsonie, na którego komendant przesiadł się później, jazda była porównywalna do roweru.

- Gdy chciałem skręcić, wystarczyło obrócić na bok kierownicę. Ale już taką „CZ-tką” czy wreszcie Yamahą, nie radziłbym tego próbować – mówi policjant.

Ważna jest technika i strój


- Każdy, kto ma choć trochę doświadczenia wie, że kierownicę trzeba odepchnąć od siebie - mówi. - Przeciwskręt to podstawowa zasada jazdy na ciężkim motorze. Musimy wytrącić go z równowagi, by się przechylił. I mamy wówczas tzw. wchodzenie na kolanie - tłumaczy. - Hamując powinniśmy używać hamulca ręcznego, bo wtedy środek ciężkości przenosi się na przednie koło.

Zatrzymując się jednak w panice, najczęściej dociskamy tylny hamulec, paląc gumę, a potem szybko puszczamy, nie wiedząc, że może się to skończyć lotem.

- Highside to wystrzał z siedzenia, zupełnie jak na rodeo. Nie upilnowałeś byka, który chwilę później wyrzuca cię prosto przed rogi. Sam byłem świadkiem takiego zdarzenia – mówi policjant. - Uciekł nam kiedyś motocyklista, który chwilę później zaliczył Highside’a. Wygląda to naprawdę koszmarnie, bo człowiek przy dużej prędkości wyskakuje jakieś 3 – 4 metry do góry, a później gwałtownie spada...

Jak bardzo boleśnie, zależy już tylko od tego, co ma wówczas na sobie. Dlatego tak ważne jest odpowiednie ubranie. Kupując motor musimy pamiętać o tym, by odłożyć na nie ok. 2 tys. zł.

- Zwykły kask można już kupić na Allegro za ok. 20 zł. Może mieć on nawet blendę przeciwsłoneczną, ale nigdy nie zapewni właściwej ochrony, bo ceny takiego sprzętu zaczynają się tak naprawdę od 200 – 250 zł – mówi G. Makuch.

- To minimalna kwota, jaką trzeba zapłacić za dobry kask. Powinien mieć szybę odporną na ścieranie, europejską homologację, a także bezpieczny i szybki system zamykania - radzi. - Pasek, który znajduje się bezpośrednio pod brodą, powinien rozpinać się jednym guzikiem. Jest to najszybszy sposób na zdjęcie kasku, a podczas wypadku to niezmiernie ważne. Zawsze musimy zakładać najgorszy scenariusz – przestrzega.

Dobrze, by miał także blendę przeciwsłoneczną, bo motocyklista nie ma żadnej innej osłony przed słońcem. Potrzebny jest także kombinezon. Najtańszy to wydatek rzędu 700 zł. Musi mieć ochraniacze na barki, plecy i łokcie, bo w każdej chwili możemy zaliczyć tzw. ślizg. Ważne są także właściwe spodnie (z ochraniaczami na biodra i kolana) i buty, które muszą być zawsze wysokie, mieć wzmocnioną piętę i ochraniacze na kostki.

Wiedza może uratować życie


Prawdziwym przekleństwem motocyklisty są sznurówki. W każdej chwili mogą zostać wciągnięte przez łańcuch

- Słyszałem o kilku przypadkach ich zaczepienia o stopkę podczas zmiany biegów – mówi komendant. - Noga nie miała wówczas możliwości ruchu.
Problem pojawia się, gdy trzeba się zatrzymać. Prawą nogą powinniśmy nacisnąć na „stop”, a lewą się oprzeć. Ale jak to zrobić, skoro jest ona uwięziona? Jedyne, co pozostaje, to położyć motor. Ale tego nie uczą na zwykłych kursach, dlatego tak ważne jest samodoskonalenie i zdobywanie nowych doświadczeń.

- Wchodząc w zakręt, zahamuj czyli zwolnij – radzi zastępca komendanta. - Ale należy pamiętać, że hamujemy tylko na prostej, bo na łuku zawsze zalicza się „glebę”. Dostosowujemy prędkość do naszych możliwości, możemy także zredukować bieg. A już na zakręcie trzeba zadziałać przeciwskrętem. Położyć lekko motor i wchodzić na gazie, bo maszyna musi ciągnąć, by dociążać tylną oś.

Tej wiedzy nabywa się z czasem, zaś początkującym radzi się ... czytać.

- Kiedy rozmawiam z rodzicami, którzy kupują motor swoim pociechom zawsze polecam im książkę Davida L. Hough „Motocyklista doskonały” – mówi policjant. - Tak naprawdę to pierwszy na polskim rynku podręcznik jazdy na motocyklu, zarówno dla początkujących jak i zaawansowanych. Niezależnie od tego czy motocykl traktujesz jako codzienny środek komunikacji, czy ubóstwiasz jazdę po górskich, krętych drogach, warto do niej zajrzeć – przekonuje G. Makuch.

Szczegółowe porady opatrzone są blisko 200 fotografiami, rysunkami i wykresami, przedstawiającymi konkretne techniki i sytuacje drogowe. Tak ogromnej i zaawansowanej wiedzy o jeździe motocyklem nie zdobędzie się nigdzie. Wiedza, doświadczenie i zabawne opowieści starego wyjadacza tych maszyn dają kapitalną mieszankę - pożywną, a zarazem lekkostrawną.

- Bez względu na to, czy jest się początkującym czy zaprawionym w jeździe motocyklistą, każdy znajdzie w niej coś, dla siebie – uważa G. Makuch. - Coś, co sprawi, że będziesz jeździł lepiej i bezpieczniej, a to chyba najważniejsze w tym sporcie.

- Bo wstydem nie jest położyć motor, tylko pod nim zostać – uważa policjant.

Motocykliści i dawcy organów


Wiedzą o tym wszyscy prawdziwi motocykliści, którzy z tzw. dawcami organów mają niewiele wspólnego. Bo motocyklista to człowiek, który czerpie przyjemność z jazdy, a dawca potrzebuje tylko adrenaliny, by się wyszaleć.
Różnią się także celem podróży, bo o ile pierwszy wyznacza sobie jakieś punkty, to drugi widzi je w każdym samochodzie lub motocykliście, którego dostrzega na horyzoncie.

- Wierzę, że z tych „dawców organów” mogą być jeszcze dobrzy motocykliści, ale muszą do tego dojrzeć, czego im życzę – mówi G. Makuch.

Jazda na motorze może być naprawdę wspaniałym przeżyciem, jak zapewnia G. Makuch. Co prawda zębów na tym nie stracił, ale od kilkudziesięciu lat poświęca się swojej pasji. A jeździć można na różne sposoby: samemu, lub w grupie, przy czym każda taka podróż ma własne uroki.

- Jeżeli jadę w grupie, staram się, by jej kapitan był konsekwentnym człowiekiem – mówi policjant. – Taka jazda przypomina pewien rytuał. Jest prowadzący, a także środkowy. Padają różne komendy. Trzeba mieć oczy naokoło głowy, by zachować 2- sekundowe odstępy.

Ale jedno się nie zmienia – gdy mijają po trasie jakiegoś motocyklistę, zawsze lewa ręka idzie w górę.

- To takie nasze powitanie – mówi Makuch. – Na pożegnanie, nie mamy czasu, bo mijamy się tylko w locie. Ale za każdym razem to bardzo miłe uczucie.

Mimo że jeździ od dawna, „gleby” jeszcze nie zaliczył, za to zdarzyło mu się przewrócić raz motor. Posiadając odpowiednią wiedzę, wyszedł z tego bez szwanku.

- Uznałem, że pierwszy egzamin mam już za sobą – mówi. - Na „CZ – tce” złapałem też „ślizga”, na szczęście nie przewrotkę. Łańcuch wciągnął się nagle w osłonę, zaciął tylne koło i na takim ślizgu, z prędkością ok. 90 km na łuku, udało mi się jakoś wyprowadzić motor, choć sam nie wiem jak.

Amerykańscy policjanci „kładą” specjalnie swoje maszyny, by nauczyć się jak na nich zostać. W Polsce tak ekstremalnie nikt jeszcze nie ćwiczy, a może szkoda... Patrząc na nasze drogi, można odnieść wrażenie, że niektórym kierowcom jednośladów wciąż jeszcze brakuje ogłady.

- Są szkoły, które uczą panowania nad maszyną. Ale równie dobrze można się tego nauczyć samemu, nie przez dociskanie gazu, tylko trening i duży szacunek do swego motoru – przekonuje policjant.

Zawsze na pierwszym miejscu


Dla prawdziwych miłośników tego sportu, motor stanowi największą wartość. Ich maszyny nigdy nie idą w odstawkę, nawet gdy sezon się kończy. Trzeba przecież wyjąć gaźniki, przeprowadzić synchronizację, uzupełnić luzy w zaworach i wiele innych, a najlepiej robić to jeszcze samemu.

- To ogromna frajda. Zarówno mój motor, jak i samochód, a swoim seatem zrobiłem już ponad 300 tys. km, nie widziały jeszcze mechanika. Siedzę na forach internetowych, dopytuję kolegów i eksperymentuję. Ale mimo wszystko to dosyć kosztowne hobby, bo nie oszukujmy się, motory nie są ani tanie, ani oszczędne – przyznaje G. Makuch. - Mój pali 6 litrów na 100 km, podczas gdy seatowi wystarczy tylko 5. Ale jakaś przyjemność od życia też się należy – śmieje się policjant. - Nie ma nic lepszego, jak mała rundka po województwie. Stąd świat wygląda zupełnie inaczej niż zza szyb samochodu. Co 30 km trzeba się jednak zatrzymać, by przetrzeć szybkę z komarów – opowiada.
Dozwolonej prędkości na ogół nie przekracza, choć lubi dynamicznie przyspieszyć.

- Na zabudowanym terenie jadę maksymalnie „trójką”. Za dużo naoglądałem się ludzkich tragedii, żeby bawić się teraz w ściganie na trasie. Ale kiedy jestem na drodze wyłączonej z ruchu, zdarza mi się puścić nieco wodze... – śmieje się. - Nigdy nie przekroczyłem jednak licznika, choć byłem w górnej granicy.
Również dlatego, że szybka jazda nie jest podobno przyjemna.

- Powyżej 100 km/godz. zaczyna „odzywać się” kask. Nie ma takich, które całkowicie tłumiłyby wszystkie powiewy. A uderzający podmuch powoduje ogromny huk. Taka jazda niczemu nie służy, chyba że pokonuje się długie odcinki np. 600 – 700 km. Co do adrenaliny, nigdy nie mierzyłem czy wzrasta, ale na pewno pojawia się duże zadowolenie – dodaje.

Jednak od harleya, zdecydowanie woli swą divę (Yamaha XJ Diversion).

- Harley to nie jest typ dla mnie, nie podoba mi się praca silników. To są takie ... bulgoty – dodaje po chwili namysłu. – A ja lubię, gdy wszystko chodzi jak w zegareczku. Dla mnie pojazd musi wyglądać jakby wyszedł właśnie z warsztatu. Do tego jeszcze odpowiedni kombinezon i kask. Nawet założenie rękawic to pewien rytuał. Najpierw trzeba odsunąć suwaki, potem przypiąć rzepy, a na koniec ładnie zasunąć. Zajmuje to jakieś 30 minut.

Czysta przyjemność, bez korków


To wielka frajda wskoczyć na motor i pomknąć prosto przed siebie, zwłaszcza że motocyklistów korki nie dotyczą.

- Czegoś takiego w naszym słowniku po prostu nie ma. Musimy się tylko stosować do świateł i ograniczenia prędkości – wyjaśnia G. Makuch.
Na kierowców patrzą z lekką pogardą, nazywając ich pieszczotliwie użytkownikami puszek. Choć i wśród nich zdarzają się także miłośnicy jednośladów, lub tacy, którzy mają z nimi do czynienia na co dzień. Widać to po ich zachowaniu na drodze.

- Jeśli wyprzedzamy samochód na tym samym pasie, nie przekraczając linii ciągłej, nie łamiemy żadnych przepisów. Kierowca, który ma pojęcie o jeździe na motorze, lub sam z niego czasem korzysta, widząc w lusterku motocyklistę albo usunie się na bok, albo da znać kierunkowskazem, że droga jest wolna – opowiada.

Nawet tu możliwa jest symbioza... Co takiego jest jednak w tych maszynach, że przyciągają aż tyle ludzi?

- To chyba przyjemność, jaką czerpie się z jazdy. Tego się nie da opisać, trzeba po prostu spróbować. Mnóstwo kobiet, które wypiera się, że nigdy w życiu nie wsiądzie na motor, gdy raz tego spróbuje, staje się potem takimi „plecaczkami”. Bo żona czy kobieta dla motocyklisty znaczy tyle co mały plecaczek. Robi się dla niej specjalne oparcie, kupuje te same ubrania i kaski, a później uprawia wspólnie turystykę. Bo jazda rodzinna, czy nawet we dwoje jest bardzo przyjemna – zapewnia.

Jego pasję podziela także żona z córkami.

- Przy każdej możliwej okazji, próbują się wcisnąć na motor – śmieje się Makuch. - Trzeba jednak wiedzieć, że jazda z takim „plecaczkiem” przypomina pracę na statku. Tu nie ma pomagania, panuje totalny rygor. Oba ciała muszą pracować tak samo, inaczej lądujemy na ziemi.

Jeszcze w tym roku będzie miał okazję to przećwiczyć, bo wspólnie z żoną planuje dłuższą podróż, na Południe. Już dziś cieszy się z tego wyjazdu.

- Razem z policjantami mieliśmy otworzyć sezon na Jasnej Górze. To jest naprawdę niesamowite przeżycie. Łza kręci się w oku, gdy oglądam zdjęcia, na których mnie nie ma. Ze względu na obowiązki w pracy, nie mogłem tam pojechać. Ale mam nadzieję, że uda mi się to nadrobić z nawiązką. .

(An)

Raster

Dziesięć przykazań prawdziwego motocyklisty

1.Nie jedź szybciej, niż twój Anioł Stróż potrafi latać.
2.Dosiadając motocykla swego nigdy nie idź na całego.
3.Zapłaciłeś za dwa koła, więc używaj obu równocześnie.
4.Nie pożyczaj niedoświadczonemu kierowcy motocykla swego, abyś nie musiał ich obu zbierać po asfalcie.
5.Nie pal gumy tylko ją wymieniaj, bo stracisz kontakt z ziemią.
6.Nie przeceniaj swoich umiejętności ani możliwości Twej maszyny.
7.Trzymaj motor mocno w ryzach, abyś nie wszedł w kontakt z glebą – od tego są maszyny rolnicze.
8.Dbaj o pasażera swego jak o siebie samego.
9.Nie przechwalaj motocykla swego bo możesz trafić na lepszego.
10.Przed wyruszeniem w drogę sprawdź swój motocykl.

REKLAMA