AAA
Słupki niezgody
Uliczna pikieta przeniosła się do starostwa
Sobota, 09 pazdziernika 2010r. (godz. 12:02)

„Prawo dla ludzi, a nie ludzie dla prawa”, „STOP arogancji władzy”, „NIE dla korupcji”, „Odwołać Śmigasa oraz starostę” – z takimi transparentami przyszli na sesję Rady Powiatu kupcy z ulicy Spółdzielczej, którzy od kilku tygodni walczą o usunięcie przydrożnych słupków. I choć kontrowersyjne pachołki na razie nie znikną, sprawie przyjrzał się z bliska starosta.

fot. Gazeta Starachowicka
Nastepna wiadomosc:
ť Ulica 1-go Maja i Bema

Poprzednia wiadomosc:
ť „Polska jest najważniejsza”

Wystąpienie handlarzy, mimo że całkiem spokojne, wywołało spore emocje, gdy zarzucili włodarzom, że ci nasłali na nich policję, podczas ostatniej manifestacji.


- Kogo wy reprezentujecie? Macie reprezentować nas, swoich wyborców, a wy wysyłacie przeciwko nam policję - mówił Krzysztof Pomorski. Nadmienił również, że skierowali sprawę do prokuratury.

- Pamiętam, jak niektórzy strajkowali ze mną. Przykro, że muszę przyjść tutaj, ale nie ma innego wyjścia, bo wszyscy odpowiadają nam – nie, bo nie, dlatego mówię – odwołać starostę, odwołać Śmigasa. Musicie reprezentować mieszkańców, bo jeśli oni stracą pracę, markety czy hipermarkety nie dadzą wam żadnych pieniędzy – apelował do radnych.

W podobnym tonie zwracał się do nich Dariusz Andrzejewski.

- Starostwo nie chce przychylić się do jakichkolwiek próśb z naszej strony. Musimy walczyć i wychodzić na ulice – mówił. – W dodatku traktuje się nas, jak najgorszych, bo wysyła się po nas policję. Urządziliśmy legalną demonstrację. Chcieliśmy w ten sposób pokazać, że jesteśmy w tym mieście, chcemy działać oraz pracować, a w zamian zostaliśmy potraktowani, jak pospolici złodzieje.

To jest skandaliczne, że dochodzi do takich sytuacji. Tak, jakby nie można było znaleźć kompromisu – mówił z lekkim poirytowaniem. – Jestem właścicielem jednego ze sklepów, a przez słupki nie mogę tam nawet podjechać – żalił się radnym.

Rada podzielona

Część z nich stanęła po stronie kupców.

- Widać, że od jakiegoś czasu coś niedobrego się dzieje się z oznakowaniem dróg powiatowych – mówił Sławomir Moćko. - Przykłady? Ulica Na Szlakowisku - wjazd na parking ZEC – u odbywał się tam przez przejście dla pieszych. Na każdą moje pytanie otrzymywałem odpowiedź, że wszystko jest zgodne z prawem. Dopiero po interwencji GAZETY przemalowano je w inne miejsce – podkreślił radny.

Podobna sytuacja, jak stwierdził, była na ulicy Radomskiej, którą zamknięto dla ruchu.

- Dopiero pod wpływem opinii publicznej lub kupców, wycofano się z tej decyzji – przypominał radny. – Nie rozumiem, jakie intencje przyświecały postawieniu słupków. Od tego, czy samochody stoją poprawnie są odpowiednie służby. Nie wyręczajmy ich w ten sposób, bo przecież z podatków mieszkańców funkcjonuje powiat starachowicki.

Ale to właśnie ich bezpieczeństwu służyć miała decyzja zarządcy.

-Przed wykonaniem inwestycji został zatwierdzony projekt organizacji ruchu, w którym umieszczono słupki, jako element zabezpieczający przed wjazdem na chodnik. Sądziliśmy, że ludzie zrozumieją i zaczną się wreszcie stosować do obowiązujących przepisów, dlatego zwlekaliśmy z ich zamontowaniem - tłumaczył po raz kolejny Leszek Śmigas, dyrektor Zarządu Dróg Powiatowych.

- Tak się jednak nie stało. Najgorzej jest w dni targowe, zwłaszcza w soboty, bo właśnie wtedy panuje tu „wolna amerykanka”. Samochody parkują na chodniku, ludzie wychodzą na jezdnię, a niektóre pojazdy niemal najeżdżają na siebie, próbując ominąć stojące przeszkody.

Dlatego na wyraźny wniosek Komendy Powiatowej Policji wdrożyliśmy część drugą tego projektu – ustawiliśmy słupki, blokując możliwość wjazdu na chodnik, informując o tym wcześniej na piśmie, wszystkie zainteresowane osoby. Ponieważ pojawił się konflikt, postanowiliśmy wystąpić do niezależnych organów o wypowiedzenie się w tej kwestii.

Mamy opinię Departamentu Transportu Drogowego Ministerstwa Infrastruktury, a także Komendy Powiatowej Policji w Starachowicach, z których opinii jasno wynika, że nasze działania są zgodne z prawem, a zastosowane rozwiązania zasadne – wyjaśniał samorządowcom.

W poszukiwaniu zgody

- Podzielam stanowisko dyrektora – przyznał Mirosław Wojciechowski – ale kupcy też mają rację. Wiele rzeczy jest często robionych, a potem poprawianych. Może w tej sytuacji uda się wypracować jakiś kompromis. Jeśli jest jakaś szansa, należy podjąć ten trud. Nie możemy pozwolić, by pracę straciły kolejne osoby – przekonywał kolegów.

- Prawo jest prawem, ale ludzkie podejście do tego tematu jest naszym obowiązkiem – skonstatował radny Krzysztof Pecelt.

Najpierw trzeba było ustalić jednak wszystkie fakty.

- Panowie wielokrotnie twierdzili, że byli u starosty, rozmawiali z nim, natomiast chciałbym oświadczyć, że ani razu się nie spotkaliśmy – zakomunikował Andrzej Matynia. - Dlatego ważne jest, abyśmy wypowiadali się precyzyjnie – strofował pikietujących.

Starosta zgodził się na spotkanie po sesji. Postawił jednak mały warunek – będzie rozmawiał z właścicielami lokali, lub członkami ich rodzin, czyli z bezpośrednio zainteresowanymi. I nagle z kilkunastu osób zrobiły się cztery. Jeszcze mniej zjawiło się w środę, na ulicy Spółdzielczej, podczas zorganizowanej wizji w terenie.

- Jak się okazało, pan Pomorski nie jest ani właścicielem sklepu, ani kamienicy, dlatego nie traktuję go jako partnera do rozmów – powiedział GAZECIE starosta Andrzej Matynia.

– Słupki zostały ustawione zgodnie z prawem i na pewno stamtąd nie znikną. Tylko w jednym przypadku, na wysokości sklepu pana Andrzejewskiego, po wykonaniu pewnych przeróbek, można byłoby zastanowić się nad usunięciem jednego słupka.

Jeżeli ideą działania właściciela jest rozwiązanie tego problemu, myślę, że będziemy mogli pomóc. Na razie jednak za wcześnie, by powiedzieć coś więcej.

(An)

REKLAMA